wtorek, 24 marca 2009

::Spotkanie::





Czy można mówić o spotkaniu w wirtualnym świecie ( czy spotkanie ‘na żywo’ wymaga więcej od człowieka, czy mniej, a może tyle samo?  "Człowiek jest człowiek "-jak mi kiedyś w Noc Wigilijną powiedział mój piętnastoletni pies) .Czym ono jest? Spotkanie człowieka, czy Człowieka?
A jeżeli to nie spotkanie, to co? A czy przy założeniu, że to jednak spotkanie, to czym by one było, jaką definicję można by skonstruować... No dobra, po co od razu wikłać się w definicje. Nie trzeba.
Ja nazywam to spotkaniem. Subiektywnie. Czy można spotkać kogoś obiektywnie, czy można nie ubierać kogoś we własną siatkę pojęć, definicji, własnych interpretacji, czy projekcji, tego co nam się wydaje lub tego ,co byśmy chcieli, żeby było. Było w kimś i kimś. To czyli co? Otóż spotkałam Ją dzisiaj. Niby nic. Nie zatrzęsła się ziemia, nie było nawet lekkich drgań. Ubrałam ją w za dużą koszulkę z materiału własnych interpretacji, czyli tego, co mi się wydaje. Posadziłam na łóżku, opatuliłam kocem i w zasięgu ręki obdarzyłam ją kubkiem herbaty. Nie! Kisielu. O właśnie tak, bo skrobia dobrze działa na gardło. Nie wymyśliłam sobie jeszcze tego o jakim smaku jest ten kisiel.
Szczelnie zawinięta, może lekko się uśmiecha. Tak, tak to właśnie widzę. Widzę coś jeszcze.
A raczej czuję. Ogromną siłę i potęgę Kobiecości ( z dużej- a co!). O tak, właśnie tak. Żadne inne określenie nie przychodzi mi do głowy. I raczej to nie jest coś na kształt wojującego, zaciętego i nieokrzesanego feminizmu. To coś bardzo delikatnego i kruchego, choć o ogromnej wewnętrznej sile i wrażliwości. I jeszcze coś. Ostatnio (?) jestem jakby znieczulona, mało rzeczy, osób , miejsc, emocji jest mnie w stanie poruszyć, zahaczyć na tyle by zatrzymać na ułamek, choćby okruszek chwili, bym zapamiętała. ( Może to efekt bycia członkiem społeczeństwa informacyjnego [przechowaj-prześlij-przetwórz] i zalewu tych informacji...a może chodzi o upośledzoną zdolność selekcji i wyławiania tych istotnych i rejestrowania na dyskach twardych bez żadnych wirusów, enter? )
No a te spotkanie wywołało efekt wręcz przeciwny. Efekt ? No dobra, nie czepiajmy się słów. Efekt jest taki, że coś we mnie pozostało. Efekt jest taki, że jej uwierzyłam. Efekt jest taki, że na moment przypomniałam sobie o wielu rzeczach , o których dawno zapomniałam. Jak o jakimś smaku, na przykład smaku różowej oranżady w woreczku ze słomką jak byłam mała. Bo byłam. O tym też zdarza mi się nie pamiętać.
Przyjemny efekt. Po prostu. A potem wyszłam z domu, pod wydziałem zobaczyłam kogoś kogo nie widziałam już dość długo, a o kim (zdaje się) zapomniałam. Tak na chwilkę. I pojawiło się takie wewnętrzne przekonanie, że skądś ją znam, że kojarzę twarz...uśmiech. Tak, tego uśmiechu nie byłabym w stanie pomylić z żadnym innym. I co więcej, zapomniałam, że czasami ludzie uśmiechają się na mój widok, albo po prostu tego nie zauważam, nie rejestruję.
I wtedy ona mówi to jedno słowo. Słowo , które kiedyś już słyszałam, tylko w innych okolicznościach. Kiedyś kiedy padał deszcz. Tylko, że wtedy nie uśmiechała się tak jak dzisiaj. A może to tylko moja interpretacja tego co chciałabym żeby było. Czasami.
A ta pierwsza o której dzisiaj piszę wie, że to o niej, prawda? ( Kisiel mnie wydał!) Dziękuję :-)

4 komentarze:

Margarithes pisze...

malinowy, malinowy...

:)

emiliuska pisze...

Narobiłaś mi chętki na kisiel :>
A do spotkań w internecie osobiście podchodzę z dystansem - zbyt wiele elementów spotkania umyka przez łącze internetowe. Wolę osobiście, nawet, jeśli łatwiejszy dostęp jest przy komputerze. Dla jakości warto poczekać ten moment czy dwa.

Paweł Ordan pisze...

lubię każdą formę kontaktu z drugim człowiekiem - i już

dobry tekst, daje do myślenia :)

wzory pism pisze...

Nawet największy samotnik potrzebuje od czasu do czasu pobyć z ludźmi. Nic w tym dziwnego taka nasza natura.